Miriam coraz bardziej zwalniała, a Maya musiała jeszcze przed zachodem słońca dotrzeć do lasu. Inaczej po niej.
Każdy ma swoje tajemnice. Czasami są to byle jakie sekreciki, ewentualnie drobne zatajenia prawdy. A Maya? Maya kryła w sobie najdziwniejsze przypadki, jakie świat widział w historii ludzkości. Bo kto to widział, żeby po zachodzie słońca zamieniać się z bluszcz? I kto by uwierzył w to, że u leśnych nimf? Każdy normalny człowiek wysłałby ją do wariatkowa, na intensywną terapie i eksperymentalne leczenie mózgu, gdyby mu o tym powiedziała. Nawet nimfy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Po prostu, po zmierzchu jest roślinką. A jej towarzyszki próbowały wszystkich znanych im sposobów na uniknięcie nocnej przemiany.
Ona w nocy dodatkowo ma jeszcze świadomość. Czy ktoś wyobraża sobie ruszający się bluszcz? Może robić wszytko: widzieć, słyszeć, poruszać pnączami i liśćmi... Nie może jedynie mówić i musi zostać w jednym miejscu, bo korzeni raczej nie wyrwie.
Dotarła już między pierwsze drzewa. Zostały może dwie minuty do całkowitego zmierzchu. Ponagliła zwierzę, mając nadzieję na szybkie dotarcie do celu. Nie mogła przecież całej nocy spędzić tam, w całkowitym bezruchu. Zdenerwowana wypatrywała chatki. Że też te nimfy muszą wchodzić tak głęboko w las.
Wiele razy pytała je o jej pochodzenie. Ale nimfy żyją tak długo, że już dawno zapomniały o swoim dzieciństwie, narodzeniu, a co dopiero o pojawieniu się u nich jakiejś dziewczynki. Leśne duszki są nieśmiertelne. A ona żyła wśród jednych z najstarszych. Nikt nie wie, w jaki sposób pojawiły się na świecie, nawet one same. Ponoć żyły jeszcze przed pierwszymi ludźmi.
Poczuła drżenie palców. O nie. Pomyślała. Zaczyna się.
Jej oczy rozbłysły zielenią i zdawały się zabierać do wnętrza jej ludzką postać. Dziewczyna mimo bólu, cały czas trzymała się wyznaczonego kierunku. Zobaczyła w oddali chaty nimf.
-No dalej... - zamruczała już całkiem zielona. Powoli palce zamieniały się w cienkie łodyżki, a z jej ciała we wszystkich miejscach zaczęły wyrastać listki.
Była na miejscu. Zsiadła z Miriam i na gumowych nogach podbiegła pod jej domek. Usadowiła się pod ścianą czekając na przemianę.
Nogi zaczęły wrastać w ziemię, co powodowało ogromny ból. Ciało wydłużyło jej się i opadło bezwładnie na podłogę. Była bluszczem.
- Martwiłam się o ciebie. Bałam się, że nie zdążysz. - powiedziała z ulgą w głosie Sara - jej opiekunka. Dla osób trzecich dziwnie musiało to wyglądać. Postać obrośnięta kwiatami i mchem gadała zdenerwowana do pnącza bluszczu. Zresztą, nimfy leśne i tak gadały do wszystkich roślin. - Ostatni raz zapuszczasz się tak późno poza obóz. Co by było, gdybyś przemieniła się gdzieś w mieście? Albo, gdyby nie daj Nimfadoro, ktoś cię zobaczył podczas przemiany? - zdenerwowała się Sara. Maya chciała jej coś kąśliwego odpowiedzieć, jednak nie mogła. Zdobyła się jedynie na lekceważące machnięcie liściem. Cała roślinka zatrzęsła się od śmiechu widząc jej naburmuszoną minę. Opiekunka prychnęła i udała się do swojego domku i z furią nietypową dla jej gatunku zatrzasnęła drzwi. Bluszcz zaszeleścił kobiecie na dobranoc.
Domki nimf przypominały duże namioty zrobione z drewna. Były całkowicie zarośnięte roślinami, które lgnęły do przyciągającej mocy nimf. Dla niewprawnego oka, ich domki, to po prostu jakieś pagórki. W każdym jest ciasno, ale jednak przytulnie i przyjemnie.
Ponoć istnieją nie tylko nimfy leśne. Są jeszcze wodne i powietrzne. Wodne, czy syreny, opiekują się mieszkańcami wody, czyli jezior, rzek, mórz, czy oceanów. Nimfy powietrzne są pomocnikami aniołów, mają moc, która jest im w stanie pomóc.
Usłyszała miauknięcie kota, a po chwili pojawiło się czarne stworzonko, które na pierwszy rzut oka mogło być nazwane kotem. Ale nimfy trzymały u siebie najprawdziwsze smoki. Zamykały je pod postacią kotów. Akurat ten smok upodobał sobie właśnie ją. Co noc przychodził do niej i ogrzewał ją swym kocim futerkiem. Znał jej zapach, więc w dzień również jej towarzyszył. Chyba uwielbiał bawić się w jej domowego mruczka. Mogła więc dumnie nazywać go swoim smokiem. Nazwała go Kicak. Tak jakieś dziecko nazwało białego lisa. A żeby było śmiesznie; nazwała kota pseudonimem lisa, który tak naprawdę był smokiem. Ale był to bardzo przyjazny smok, zatem Kicak było odpowiednim imieniem. Zwinęła się w półkole i zastygła w bezruchu, czekając, aż czarny kot się ułoży. Przykryła go jednym z większych liści. Maya Ivy* zapadła w sen trzymając w rękach smoka.
~~~
Obudziła ją Sara zaraz przed przemianą. Zawsze tak robiła. Dzięki niej nie budziła się w bólu, lecz cierpliwie oczekiwała, aż wróci do swej ludzkiej formy. Jej liście zadrgały, a łodygi zaczęły się zmniejszać. Kicak odskoczył wiedząc co zaraz nastąpi. Liście wchodziły jej z powrotem w skórę, co odczuwała jako piekielnie kłucie. Zaczęło ją swędzieć całe ciało, a pnącza zaczęły przybierać kolor ludzkiej skóry. Korzenie wyszły z ziemi w postaci nóg, a reszta jej bluszczowatej tożsamości zniknęła bez śladu. Była ubrana w zielone jak trawa szaty, idealnie dopasowane do jej ciała.
Sara uśmiechnęła się do niej i odeszła potykając się o Kicaka.
-Ach, te smoki... - zamruczała pod nosem. - Wiecznie chcą być głaskane. - Tak, ich smoki uwielbiają być w centrum uwagi. Zachowują się gorzej niż najbardziej rozpieszczone pupilki. Kicak czknął ogniem, powodując pojawienie się wypalonej dziury w trawie. Westchnęła. To jej smok, więc będzie musiała po nim posprzątać. Ale to jak wróci z miasta. Droga, którą pokonała wczoraj konno, jest o wiele dłuższa pieszo.
Udała się w takim razie z kotem u boku w stronę wyjścia z lasu. Szła i szła, aż wreszcie dotarła do ostatnich drzew Nimfiego Lasu. Pożegnała się ze smokiem i ruszyła w drogę. Po kilku krokach ścieżkę zagrodził jej nie kto inny, jak Matthew Hedgedius - jej bezczelny znajomy. Zmrużyła oczy na jego widok.
-Czego? - spytała wrednym tonem, ale w głębi duszy bała się, że mógł coś wczoraj zobaczyć.
-Chciałem cię tylko zabrać na wycieczkę, do miejsca, gdzie są tacy jak ty. - popatrzyła na niego ze strachem w oczach.
-C-co masz na myśli? - wyjąkała.
-C-co masz na myśli? - wyjąkała.
- Z nasiona powstałaś, w nasiono się obrócisz. - powiedział rozbawiony, potwierdzając jej obawy.
* Maya Ivy - nadałam bohaterom anglojęztczne imiona i nazwiska, bo moim zdaniem, dodają swego rodzaju klimatu. Po polsku znaczy to Maja Bluszcz.
Kochana Gabby,
OdpowiedzUsuńw końcu doczekałam się pierwszego rozdziału i to TAKIEGO. Rozdział świetny. Strasznie mi się podobał, chociaż to dopiero początek.
Maya ma przerąbane. Zmieniać się co noc w bluszcz to na moje mega uciążliwe. Rozumiem jeszcze raz na miesiąc, jak wilkołaki, ale o każdym zmierzchu i to jeszcze boleśnie... Cieszę się, że ma chociaż tą swoją opiekunkę Sarę, która jej pomaga. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem, dlaczego tak jest.
Kicak jest meeega słodki. Od kotów zdecydowanie wolę psy, ale tego brałabym bez zastanowienia, szczególnie, że naprawdę jest smokiem. A jak puścił ogień z pyszczka to było takie urocze. Cuuudo <3 Liczę na to, że Kicak będzie miał jakąś większą rolę w całości.
I na koniec nie podoba mi się ten Matthew. Jakiś dziwny jest. Mam nadzieję, że Maya nie będzie miała przez niego żadnych problemów.
Nie wiem, co jeszcze napisać, bo rozdział był świetny. Uwielbiam Twój styl pisania i te wszystkie szczegółowe opisy. Dobra, wiem już, co jeszcze chciałam dodać. Nie mów mi, że Twój blog będzie gorszy od mojego, bo na pewno tak nie będzie. Widzę to już po prologu i pierwszym rozdziale i dodam jeszcze, że zdecydowanie piszesz lepiej ode mnie.
Pozdrawiam
Luthien
Kochana Luthien,
Usuńnaprawdę mi ulzylo... Myślałam, że się zawiedziesz na tym rozdziale, że jest to dla Ciebie coś niefajnego. A tu proszę: taki piękny komentarz ♥ Dziękuję!
Maya nie uzala się nad sobą, ma tak od urodzenia, dla niej to naturalne, tak jak dla Ciebie... powiedzmy jedzenie obiadu codziennie. Jej przypadłość będzie miała duże znaczenie w przyszłości, ale więcej nie zdradzam.
Ja w sumie nie wiem, czy wolę psa, czy kota, ale wiem, że kot w tej roli sprawdza się lepiej niż pies. Żadna rasa pieseła nie kojarzy mi się ze smokiem... Koty są małe, bardziej zwinne itd. Wiesz o co chodzi ;) Ale tak, Kicak odegra swoją rolę, nie dla parady jest nawet w bohaterach :P
Tak! Nie podoba ci się Matthew! O to mi chodziło. Ale wydaję mi się, że po następnym rozdziale zmienisz do niego stosunek.
Ja WIEM, że mój blog będzie gorszy od Twojego i proszę mnie tak nie wychwalac, bo wpadnę w egoizm i juz w ogóle nie będzie się dało ze mną wytrzymać :D
Pozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńOgólnie fajnie się zapowiada. Przeczytałam już prolog i pierwszy rozdział. Jedyne co zwróciło moją uwagę to, to że czasami nie mogę się zorientować o co chodzi. Na przykład:
" Sara uśmiechnęła się do niej i odeszła potykając się o Kicaka.
-Ach, te smoki... - zamruczała pod nosem. - Wiecznie chcą być głaskane. - Tak, ich smoki uwielbiają być w centrum uwagi. Zachowują się gorzej niż najbardziej rozpieszczone pupilki. Kicak czknął ogniem, powodując pojawienie się wypalonej dziury w trawie. Westchnęła. To jej smok, więc będzie musiała po nim posprzątać. Ale to jak wróci z miasta. Droga, którą pokonała wczoraj konno, jest o wiele dłuższa pieszo."
Ogólnie najpierw myślałam, że chodzi o Sarę. Ale chyba chodziło Ci o Maye.
Ogółem jednak fabuła zapowiada się fajna. Ciekawa jestem jak się rozwinie wątek z prologu. Czy Maya pozna prawdę o swoim pochodzeniu i czy pójdzie z Matthewem do tego miejsca, które wspominał.
Oprócz tego masz fajny styl pisania. Nawet dość lekki, widać że mniej więcej wiesz do czego zmierzasz. Do tego mogę dodać, iż widać że się starasz.
Pamiętaj, każdy popełnia błędy, ale po to się coś ćwiczy i powtarza, aby uzyskać w pewnym stopniu perfekcje.
Pozdrawiam,
Yellow ;)
Hej :)
UsuńTo mówi Sara, Maya nie może mówić, bo jest roślinką. Te wszystkie ochy i achy po pauzie są dopiskami narratora. Potem o tym sprzątaniu i chodzeniu itd. itp. to jest Maya, bo narrator opisuje jej uczucia i pragnienia, ogólnie to, co zamierza zrobić.
Wiem, że dużo brakuje mi do perfekcji, nawet w życiu bym tego nie powiedziała.
Dziękuję za tak piękny i obiektywny komentarz. Uradowałaś mnie swym powrotem i mam nadzieję nie zawieść się na Twoim blogu.
Pozdrawiam :)
Heej!
OdpowiedzUsuńDotarłam tutaj! Czytałam prolog ale zapomniałam co tam się działo.
A tak w ogóle to ciekawie się zapowiada...
I musiałaś mnie nominować do LBA tak?!
a) na rozdział nie mam czasu a ty mi jeszcze to do roboty dajesz?
b) mój blog nie jest na tyle dobry by dostać tą nominację
c) nawet jeśli trochę się z tego cieszę to i tak nie rób tego więcej.
Heej!
UsuńSłaba pamięć, ja tam na swoją nie narzekam :D
Och, dziękuję :)
Tak musiałam i obale twe argumenty
a) nie musisz od razu, spokojnie, ja mogę czekać dwa lata, potem już "potnę cie lodówką" (Astoria, dzień nie pamiętam który)
b) Każdy blog jest dobry, Twój również, a nawet w szczególności, bo go czytam regularnie i mam go nawet w linkach :P
c) I tak tego więcej nie zrobię, bo nie mogę, ale jak bym mogła, to bym to zrobiła. A tak, na złość GinnyArenie :D
Pozdrawiam
kurcze... coz za nietypowa historia. nigdy wczesniej nie spotkalam sie z takim pomyslem. masz niesamowita wyobraznie.. te smoki w cialach kocich... nimfy... i to w polaczeniu z twoim stylem i plastycznoscia opisow... niesamowity swiat;)
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
Jej dziękuję! Jest bardzo, bardzo, bardzo miło! Aż się chce pisać ;)
UsuńWpadnę do Ciebie, choć bardzo nie lubię komentować i czytać na Onecie, ale obiecuję :*
Pozdrawiam :)
Zostałaś nominowana do LBA! Więcej tu: http://domia-abr-wyrda-wladza-losu.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuję, odpowiem na tym blogu przy okazji kolejnej notki :)
UsuńPozdrawiam ;)